piątek, 31 sierpnia 2012

2. Nowy lokator na Baker Street

John Watson po powrocie z Afganistanu nie miał zbyt wiele chęci do życia. Składało się ono bowiem tylko ze spania i wizyt u terapeutki. Trudno więc się dziwić, że z radością przyjął propozycję przeprowadzki. Zmiana otoczenia, życie wśród ludzi. Wydawał się to być bardzo dobry pomysł. Wtedy poznał Jego. Wysoki, nienaturalnie chudy brunet z niebieskimi jak niebo oczami. Czysty geniusz połączony z szaleństwem. Sherlock Holmes.
W krótkim czasie życie lekarza stało się o wiele ciekawsze. Pogonie, strzelaniny, miejsca zbrodni. Czasem jakieś randki. Przesiadywanie przed kominkiem na Baker Street z kubkiem gorącej czekolady i wsłuchiwanie sięw spokojną grę detektywa.
I tak sobie żyli. Dwójka niesamowicie dziwnych przyjaciół. Lekarz i detektyw.





Aż w końcu ktoś się wprowadził.

---

Był piękny, wrześniowy poranek. Cisza i spokój po raz pierwszy od dawna zagościły na Baker Street. John rozkoszował się nimi popijając w kuchni kawę. Miał naprawdę dobry humor, którego nie zniszczyły nawet nowe nabytki jego współlokatora – trzy duże palce od stopy w słoiku stojącym przy zlewie. Zapewne następny eksperyment.
Westchnął cicho przymykając oczy. Było mu tak dobrze.

I nagle rozległ się głośny huk.

A po nim cichy jęk.

Blondyn zmarszczył brwi. Wstał od stołu i wyszedł na korytarz. Z dołu słychać było jakieś szepty. Powoli zaczął schodzić po schodach.
- Naprawdę nic mi nie jest pani Hudson – usłyszał i odetchnął z ulgą.
- Ależ ta torba jest bardzo ciężka. Będziesz miał siniaki. Zaraz przyniosę ci jakąś maść – bąknęła kobieta odwracając się – Och… John. Obudziliśmy cię?
- Nie. Nie spałem już od dłuższego czasu – oznajmił z delikatnym uśmiechem, który wkradał mu się na twarz za każdym razem, gdy rozmawiał ze staruszką – A pan to…?
-Em… Felix Bell – mówiąc to, podszedł do niego .– John Watson?
- Chyba tak – odparł i uścisnął mu rękę - Zgaduję, że jest pan nowym lokatorem
- Zgadza się. Wynająłem mieszkanie na drugim piętrze. 221c –mruknął mężczyzna – przepraszam, nie mam teraz czasu na rozmowy. Muszę się rozpakowaći pędzić do pracy.
- W takim razie zapraszam na obiad – powiedział łagodnie –Mam zamiar zrobić lazanię.
- Przyjdę – powiedział nowy i ruszył na górę.
- Kochany chłopak. Niesłychanie miły– stwierdziła gospodyni –Upiekę wam ciasteczka czekoladowe. Wiem jak bardzo je lubicie.
- Dziękuję, pani Hudson.

---

- Sherlock! – zawołał wchodząc do salonu. Detektyw siedział w fotelu ze skrzypcami w jednej ręce i telefonem w drugiej. Miał nieobecny wzrok, jak za każdym razem, gdy rozmyślał. Co oznacza, że…
- Masz nową sprawę – stwierdził Watson siadając na kanapie –Co tym razem?
- Przypadek naszego nowego lokatora – oznajmił Holmes odkładając instrument na stolik obok – Pomyśl tylko. Mężczyzna około 30 rokużycia, prawnik z krótkim stażem, jednak dobry w swoim fachu. Przystojny i miły, przywiodła go tu prawdopodobnie śmierć żony, z którą nie był jednak w zbyt dobrych stosunkach. I właśnie to mnie zastanawia.
- Jest sens pytać jak to wydedukowałeś? – spytał John przecierając oczy ręką.
- Sposób wysławiania się i trzymane w rękach akta, jak również księga praw wystająca z walizki wskazują na prawnika. Jest młody. Studia ukończył niedawno, jednak ma dość pieniędzy, by wynająć mieszkanie w tak dobrym punkcie jak Baker Street, stąd wnioskuję, że musi być dobry w tym, co robi. Ma mocną opaleniznę. Na palcu widać ślad po obrączce, którą zdjął prawdopodobnie po śmierci żony – Ally Bell, której zgon był ogłoszony niedawno w gazetach. Podobno popełniła samobójstwo. Gdyby był do niej bardzo przywiązany nosiłby obrączkę nadal i opłakiwał stratę. Jest jednak jak obaj widzieliśmy w bardzo dobrym humorze. Wręcz znakomitym. Mam pewną teorię. Muszę dokładnie przeanalizować tę sprawę.
- Podglądałeś nas? – zapytał zdziwiony.
- Nie po raz pierwszy.
- Nieważne. Musimy posprzątać. Zaprosiłem go dziś na obiad – westchnął lekarz wstając na równe nogi.
- Przecież jest czysto – zdziwił się detektyw.
- Sprawdź lepiej w słowniku pojęcie czystości.

---

Sprzątanie szło dość opornie. W końcu po trzech godzinach salon był zdatny do użytku.
- Najgorsze jeszcze przed nami. Przepraszam, przede mną!– twarz Watsona wykrzywił grymas – Mógłbyś się ruszyć i pomóc mi sprzątnąć kuchnię?
- Po co? Przecież możemy zjeść w salonie –stwierdził detektyw.
- Zjemy, ale i tak musimy ją całą wyszorować zanim zacznie żyć własnym życiem  – mruknął ironicznie lekarz – Poza tym, gdzie zrobię obiad?– podał mu worek na śmieci – Wyrzucaj te swoje… eksperymenty, albo przynajmniej je gdzieś pochowaj. I nie! Nie w lodówce!
- Dobrze – westchnął – Ale uszy muszą zostać w zamrażalniku, bo zaczną się rozkładać.
- Tak samo jak te twoje palce? – zapytał blondyn – śmierdzą.Pozbądź się ich.
Detektyw bąknął coś cicho pod nosem i wykonał polecenie.
Po długim czasie kuchnia lśniła. Wszystko było umyte i pochowane. John westchnął cicho.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem było tu tak czysto –powiedział z uśmiechem – Zacznę robić lazanię, a ty… po prostu nie nabrudź,zgoda? Pograj sobie na skrzypcach, pomyśl, wydedukuj coś, rób, co tam chcesz.
- A nie mogę tu po prostu posiedzieć i dotrzymać ci towarzystwa?
- Towa… co? Ty? Dotrzymać towarzystwa? Ktoś cię podmienił,czy co? – mówiąc to wyciągnął naczynie żaroodporne i składniki kupione poprzedniego dnia.
- Nic mi o tym nie wiadomo – rzekł z uśmiechem detektyw siadając na krześle – Zaprosiłem Lestrada. Może się przydać.
- Do czego? – spytał zdziwiony Watson. Jednak Holmes nie powiedział już ani słowa. Może to i lepiej?

---

Obiad przebiegał w bardzo dobrej i przyjaznej atmosferze. Nawet Holmes starał się być miły dla nowego lokatora – co oczywiście Watsona bardzo niepokoiło. Jednak jego uśmiech zdradzał, że coś jest nie tak. Byłbardzo sztuczny.
- Felix – mruknął – wspaniałe imię. Pasuje do ciebie.
- Dziękuję – odparł Bell spokojnie.
- Pewnie bardzo podobało się twojej żonie. Przykro mi z powodu jej śmierci.
- Bardzo to przeżyłem – bąknął mężczyzna.
- Zapewne… - westchnął detektyw pocierając skroń – Zdradziła cię.
- Słucha… ?
- Nie byliście w dobrych stosunkach – przerwał mu geniusz - Musiałeś chować do niej jakąś urazę. Zdrada jest najbardziej prawdopodobna…
- Sherlock…
- Nie mogłeś znieść faktu, że nie była ci wierna. Wyniknęła z tego kłótnia. Bardzo poważna. Powoli przestawałeś dawać sobie radę z gniewem. Inna osoba po prostu wyszłaby z hukiem z mieszkania, jednak ty nigdy nie lubiłeś uciekać od problemów, prawda? Wolałeś się z nimi zmierzyć. W końcu powiedziała ci coś okropnego, co wytrąciło cię z równowagi. Wyciągnąłeś broń.Ona się przeraziła. Próbowała cię udobruchać, jednak nie zamierzałeś jej dłużej słuchać. Upozorowałeś samobójstwo. Oczywiście ciąg zdarzeń mógł być trochę inny, jednak ten jest chyba najbardziej prawdopodobny i tobie sprzyjający. Zbrodnia w afekcie. Ciasteczko?
Zapadła niezręczna cisza.
- T-t-t… to jakaś bzdura – powiedział po chwili Felix. W jego oczach widać było nutkę strachu.
- Radzę jeszcze raz dokładnie przejrzeć dowody Lestrade. Na pewno znajdziecie coś na poparcie mojej tezy. Założę się, że denatka nie miała prochu na dłoniach. Jak w takim razie mogła wystrzelić z pistoletu?
- Zajmę się tym – oznajmił zdziwiony inspektor – A pan, panie Bell, gdy tylko skończymy tę wspaniałą lazanię uda się ze mną na komisariat, gdzie wszystko sobie dokładnie wyjaśnimy.
- To absurd!
- Proszę się nie gorączkować i jeść. Założę się, że tak dobrego posiłku długo pan nie zasmakuje.

---

Po wyjściu gości Sherlock udał się do salonu. Wziął do ręki skrzypce i zaczął grać jakąś szybką melodię.
- Nie chce wiedzieć, jak wyciągnąłeś te wszystkie wnioski –mruknął Watson siadając obok – Tylko czy na pewno są zgodne z prawdą.
- Ja się nigdy nie mylę – stwierdził detektyw przerywając.
- A sprawa Baskerville? – spytał blondyn.
- Emocje. – odburknął detektyw – Sól w moim oku.
- Po prostu powiedz, że masz rację – westchnął lekarz łapiąc się za głowę.
- Mam rację – oznajmił patrząc Johnowi prosto w oczy – Mam rację.
- Wierzę ci – powiedział z lekkim uśmiechem – Zawsze ci wierzę.
- Dlaczego?
- Bo jesteś moim przyjacielem.

---

Popadłam w Sherlockomanię :D Obejrzałam ostatnio ponownie całe dwa sezony i mam chęć na dedukcje. Ta miniaturka jest o wiele dłuższa od poprzedniej i bardzo cieszy mnie fakt, że wreszcie ruszyłam swój leniwy tyłek i napisałam coś w miarę porządnego. Mam nadzieję, że wam się podoba. Komentujcie! Chce znać waszą opinię.